
Chantelle – Parisian Plunge 65G; K®ólewska purpura
Bielizna francuska to coś zupełnie innego… chyba każda z nas, która kiedykolwiek się bielizną interesowała, usłyszała coś podobnego. Zawsze miałam to za opowieści dziwnej treści napędzane dobrym PR, jaką ma francuska moda. Nigdy bowiem nie miałam francuskiej bielizny i jakoś niespecjalnie miałam na to ochotę, ponieważ czołowe francuskie marki, takie jak Empreinte, Princesse Tam Tam czy Lise Charmel potrafią kosztować krocie przy byciu beżowymi i nudnymi w popiątnym stopniu.
Postanowiłam jednak zmienić ten stan rzeczy i nabyć sobie w końcu jakiegoś francuza, a padło na Chantelle – markę chwaliła sobie moja koleżanka z pracy, która nie miała w zwyczaju trwonić pieniędzy na rzeczy słabej jakości. Nie ukrywam, że nie wybierałam Parisian Plunge ze względu na jego walory estetyczne, ponieważ jest dość minimalistyczny… ale do tego zaraz dojdziemy.

Chantelle – Parisian Plunge 65G
Wymiary/Measurements:
Obwód rozciągnięty/Band stretched: 77.0
Obwód w spoczynku/Band: 62.5
Szerokość miseczki /Cup width: 14.5
Głębokość miski/Cup depth: 23.7
Szerokość mostka/Gore width: 2.0
Wysokość mostka/Gore height: 3.8
Wysokość pasa koło miski/Wing height: 9.0
Szerokość ramiączek/Straps width: 1.5
Ocena: / Rating:
Estetyka / Aesthetics
Wygoda / Comfort
Cena / Price

Wytrzymałość / Longevity
Kształt / Shape

Na ten konkretny model padło z przyczyn zupełnie przyziemnych – kosztował 7 funtów na wyprzedaży, więc dużo łatwiej było mi podjąć decyzję o zakupie tego stanika, niż jego kolegów (oryginalna cena Parisian Plunge: 55 funtów, co trochę ciężko przełknąć). Kolor też w jakimś stopniu do mnie przemówił, bo jest to głęboki, piękny fiolet w odcieniu jewel tone, który aparat rozjaśnił na zdjęciach nabiustnych; moja bladość zbija balans bieli z tropu. Z jakiegoś powody wszystkie zdjęcia stockowe w sieci również przedstawiają rozbielony odcień, kiedy tak naprawdę biustonosz jest bardzo intensywnie purpurowy i ciemny. Nie udało mi się także upolować żadnego zdjęcia na modelce z twarzą, dlatego miniaturka jest dwukolorowa 😉

Ten bakłażanowy biustonosz (na poniższym zdjęciu odkrywa swój relny kolor) to miękki plunge, czyli moim zdaniem jeden z najtrudniejszych do skontruowania biustonoszy; bardzo łatwo tu o dźganie fiszbinami w mostek, powiewające u góry miseczki, czy biust zezowaty. Szczerze powiedziawszy Parisian Plunge trochę te grzechy przejawia, bo piersi faktycznie patrzą na boki, ale za to miseczki marszczą się jedynie odrobinę nad fiszbiną. Dźgactwo?

O żadnym dźgactwie nie może być mowy! Fioletowa Chantelle to niesamowity wygodniczek, który dzięki specjalnie podszytemu obwodowi zapełnia komfortowe utrzymanie piersi przez cały dzień. I tak, odczucie na ciele jest zdecydowanie inne niż w przypadku klasycznych brytyjczyków, takich jak Panache czy Freya. Chantelle bliżej jest raczej do Rosy Fai i nieco mniej do Cybele, czyli frakcji niemieckiej – zwłaszcza dzięki obwodowi, który jako żywo jest jak skopiowany z Selmy od tej pierwszej z marek.

Miękkie wyściełanie obwodu sprawia, że praktycznie niemożliwym jest wgryzanie się obwodu w ciało, co w cieplejsze dni jest zbawienne. Dwuwarstwowość tego elementu biustonosza wzmacnia go także i spowalnia starzenie się produktu, co robi z Parisian Plunge inwestycję. Wiem co mówię – jest to zakup jeszcze z zimy, który miesiącami próbowałam wcisnąć w nasz kalendarz, i póki co nie widzę żadnych oznak rozciągania.

Ten biustonosz Chantelle to nie jest jakiś cudak kusidełkowy, ale ma swój urok; miseczki pokryte zostały fakturowaną siateczką, a wykończone na brzegach koronką z króciutkimi rzęskami. Między miseczkami znajduje się dość sporawa korkardka – taka, jakie lubię. Model jest raczej w kategorii minimalistycznej i wcale nie dziwię się, że został wyprodukowany w wersji bazowej.
Wybrałam rozmiar 65G EU i było to trafienie – obwód jest jak typowe polskie 65, miseczki raczej standardowe i spokojnie możecie brać u Chantelle swoje zwykłe rozmiary europejskie.
Jeśli chodzi o kształtowanie, to Parisian Plunge nie jest jakimś orłem, ale i nie krzywdzi piersi; biust jest noskowaty, raczej naturalny, bez nadmiernych szpiców. Podejrzewam, że na kimś o biuście bardziej okrągłym z natury Chantelle mogłaby się popisać nieco lepiej.



Jak już wspominałam, komfort użytkowania Parisian Plunge porównałabym do tego, który funduje mi Comexim i mój wysłużony Wacoal; w tym staniku można spać. Tą stroną Chantelle jestem zachwycona i mam nadzieję, że uda mi się poczynić kolejne zakupy produktów marki.

Do kompletu dobrałam stringi – tak jak biustonosz nie są specjalnie zdobne, pomijając złotą plaietkę z logo Chantelle i koronkę wykańczającą brzegi. Rozmiar L jest ciut mały, ale nie na tyle, żeby chciało mi się go wymieniać na XL.


Opinie końcowe
Moje pierwsze podejście do francuskiej bielizny mogę uznać za udane – nie odkryłam Everestu tiulu i gipiur, ale za to sprawiłam sobie bardzo przyjemny standard, który na pewno będę z przyjemnością eksploatować. Wincyj Chantelle przewiduję w przyszłości!