
Ostatnio pod jednym z postów na fanpage ktoś napisał, że ma dość spamowania wszędzie tęczą, i blogerów, którzy próbują coś o LGBT pisać, mimo, że to całkowicie w oderwaniu od zwykłej tematyki ich kanałów. Trochę się zdziwiłam, że można taki „argument” wysunąć wobec naszego poletka, ale potem doszłam do wniosku, że przecież zbliża się Pride – kiedy poświęcić tematowi uwagę, jak nie teraz?
Dzisiaj ulicami Warszawy przechodzi Parada Równości, czyli marsz wsparcia (wolę to określenia od 'poparcia' – jak można popierać biologiczne fakty istnienia osób, które nie są cis lub hetero?) dla osób LGBT+. Nie idziemy w tym pochodzie, ale chciałybyśmy na blogu oddać dziś część naszego kawałka internetu ludziom, którzy tęczową flagę mają w sercu nie jako sojusznik, ale jako symbol swojej tożsamości.
Od początku MiskiDwie miały być blogiem inkluzywnym i nastawionym na osoby wszystkich tożsamości płciowych i seksualnych, które lubią i noszą bieliznę, jednak szczególną uwagę przykłądamy do osób transseksualnych oraz genderfluid/niebinarnych i ich relacji z bielizną. Jest ona bowiem czymś niezwykle potwierdzającym tożsamość kobiety lub femme; koronki, dramatyczne peniuary, przezroczystości, grube lśniące satyny, bogate aksamity… to wszystko staje się w pewien sposób psychicznie dostępne i zgodne z identyfikacją płciową (niestety), gdy właścicielka staje się wizualnie bardziej stereotypowo żeńska (że tak zacytuję przyjaciółkę, która jest transkobietą: „ostatnio wyszłam na miasto w sukience i strasznie się gapili”). Inaczej taka osoba staje się katalizatorem dla dzbaństwa spod znaku „PACZ FACET W KIECCE”.

Bielizna jednak nadal jest czymś, co nosimy dla siebie, często w domu, kiedy widzi nas bardzo ekskluzywne grono osób, albo tylko lustro. Doświadczenie noszenia czegoś, co jest reklamowane jako produkt dla ciskobiet jest dla wielu osób trans czymś, co potwierdza ich wewnętrzne ja, i pozwala funkcjonować jako… kobieta. Co te osoby powinny móc przeżywać bez dodatków, ale niestety zajmie nam jako społeczeństwu jeszcze przynajmniej ze dwie dekady, zanim ubrania przestaniemy dzielić na męskie i damskie, a na moje i cudze.
Osoby trans AMAB (assigned male at birth – z przydzieloną przy porodzie płcią męską) często przechodzą tranzycję nie mając pojęcia, jak obchodzić się ze swoim nowym ciałem, wstydzą pytać o rady, a personel sklepów z braki ekspozycji na takie osoby nie wie, co ma zrobić, gdy w butiku pojawia się ktoś z zarostem, niskim głosem, i prosi o biustonosz. Wezwać ochronę? Wyśmiać? Uznać za fetyszystę?
Nie widzę powodu, dla którego nie mogłyby zostać obsłużone dokładnie tak samo jak ja i Magda.
W naszym kawałku internetu naprawdę nie ma znaczenia, czy jesteś pre-op, post-op (przed czy po operacji uzgodnienia płci), czy masz zarost czy nie, i czy masz passing czy nie. Jeśli chcesz używać zaimków żeńskich, to używaj. Chcesz dyskutować jako kobieta? Dyskutuj. Twoje zdanie się liczy i jest mile widziane.

Identyfikacja płciowa jest czymś deskryptywnym, a nie preskryptywnym; ma służyć szybszemu opisowi tego, kim jesteś, a nie wtłoczeniu Cię w ramy cudzych wyobrażeń, jak kwadratowy klocek w okrągłą dziurę. Identyfikuj się więc jak chcesz, my przyjmujemy to do akceptującej wiadomości.
Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że cała masa styli, krojów, czy też wzorów, które teraz noszą osoby wszystkich identyfikacji, to pomysły zaczerpnięte ze strojów noszonych przez pracownice i pracowników seksualnych – w dużej mierze rekrutujących się ze środowisk LGBT+. Nie byłoby uczciwe korzystanie z ich dziedzictwa, ich pracy włożonej w tworzenie swojej garderoby, i ich wysiłków bez uchylenia im metaforycznego kapelusza; pisałam o tym kiedyś w poście na temat bielizny z paseczkami. Dlatego między innymi niezwykle szanujemy ROOM669; ta marka nie ukrywa, że jej początki leżały w tworzeniu bielizny dla tancerek go go.
Luźno, luźniej, długi weekend 😉 Kusimy niezmiennie…#lingerie #bielizna pic.twitter.com/4Kmwm9M8Xa
— Room669 (@Room_669) 20 czerwca 2014
Tylko że to wszystko co powyżej może powiedzieć każdy, bo to mowa trawa. Bez konkretnych kroków w celu zmiany świata na lepsze gadanie i zmieniane avatarków na tęczowe to tylko próba zbicia kapitału lub lajków na nowym. Nie chcemy tak.
Dlatego piszemy o osobach, które nie są cispłciowe. Spotykamy się z mniejszym lub większym oporem materii, ale świat bielizny staje się pomału coraz bardziej akceptujący i inkluzywny. W magazynie branżowym Modna Bielizna tej wiosny ukazał się nasz materiał szkoleniowy dla brafitterek, które chcą nauczyć się obsługi osób transseksualnych w swoich butikach (wersję dla klientek przeczytasz tutaj: jak dobrać stanik, gdy jesteś trans?), i mamy szczery zamiar kontynuować ten temat.

Napisałyśmy również obszerny artykuł o tym, że mężczyznom (i osobom o stereotypowo męskiej prezencji) ciężko kupić ładną bieliznę, bo cokolwiek bardziej frymuśnego niż czarna bawełna lub komiksowe wzorki kojarzy się z odzieżą fetyszową.
Staramy się edukować naszych kontrahentów, podkreślać potrzeby osób queerowych, uczulać na ich problemy. Prowadzimy prace nad marką, która ma uwzględniać potrzeby kobiet trans.
W trakcie swojej stanikowej drogi poznałyśmy sporo osób, które nas otworzyły na kompletnie inny sposób postrzegania świata. Transfaceta, który pracowicie odpruwał koronki ze swoich biustonoszy, bo nie mógł znaleźć dostsatecznie surowych modeli. Cisfaceta, który nosił rozmiar 80B, bo miał ginekomastię, i lubił satynę. Transdziewczynę, która nie chce w ogóle mieć piersi ani nosić falbanek i tiuli, ale lubi kobiece szorty. Każda z tych osób ma swój własny sposób przeżywania relacji ze swoim ciałem, i każdy jest spoko. Każdy zasługuje na możliwość głośnej artykulacji.
Last but not least – (co najmniej) jedna z nas jest osobą queerową. To chyba dość dobry powód, żeby czerpiąc z własnych doświadczeń próbować rozciągać przestrzenie, w których można powiedzieć, kim jest się naprawdę.